Znowu ja, bo ciekawa gra. Tym razem Border Rivers 8P - 4 drużyny.
W trakcie pokoju wychodzi mój sojusznik, ale ja zawsze gram do końca, więc jedziemy dalej.
Początek wojny - KATES z kolegą próbują mnie zniszczyć, chociaż jestem sam. Chyba powinni skupić się na innym wrogu. Prawie mnie mają. Prawie...
Udaje mi się wybić najeźdźców. Potem pilnuję przejść, bo w końcu jestem sam.
Nie wiem co się dzieje na mapie, ale ekipa Blacha + FormutorBronyPl przegrywa (pewnie Szetela z kompanem ich dorwali). Ja decyduję odgryźć się KATES'owi. Przebijam się przez obronę i wówczas KATES pisze, że się dogadałem z wrogiem i że wcześniej zlitowali się nade mną. Zawsze mnie wkurzają takie hasła (trzeba umieć przegrywać).
Kiedy rozwalam warownię nadciągają wojska Szetela + SIR DREPO. I z nimi sobie poradziłem. Uciekam do siebie.
Chłopaki piszą, że czas na mnie. Szykuję obronę. Atakują z dwóch stron, daję radę.
Potem próbują tylko z jednej strony, a ja ciągle odpieram ich ataki. W pewnych momentach nawet dochodzę do ich wież, ale przeganiają mnie i ciągle atakują.
Zaczynają niszczyć wieże - zostają tylko 4 - wówczas szykują ostatnie starcie. Kupa lekkiej konnicy, toporników i łuczników (to SIR DREPO) oraz kusze i pikinierzy (Szetela). Ale ja jestem przygotowany
Ostatnia bitwa kończy się moim ... kontratakiem.
I wówczas przeciwnicy twierdzą, że im się znudziło i jeden po drugim wychodzą. Nieładnie. A około 20 pik i 50 łuczników już stało pod ich wieżami...
Tu
powtórka