Pobierz!
Misja 1
Introdukcja:
„Bitwa o życie”Dzień jak co dzień, powoli mijający czas zdawał się płynąć w gorącu letniego słońca.
-Władku, leć no do konie napoić, konie też ludzie... tak jakby… - z wycieńczeniem odpowiedziała matka, która wraz z ojcem dopiero co wróciła z sadu.
- Jeszcze tylko odniosę mąkę do piekarni…
- Pewnie dla tej Zośki, co? – odparł ojciec.
- Tak właśnie dla niej, rano mnie o to poprosiła.
- Ech chłopie nie daj sobie w kaszę dmuchać, w związku rządzi mężczyzna! – z uśmiechem na twarzy odpowiedział, po czym dostał po głowie od swej żony.
- Ja ci dam tak syna wychowywać! – również wesoło odparła matka, po czym oboje udali się do izby.
Władek był 16- letnim chłopcem, dość dobrze zbudowanym, z ogromnym zapałem do pracy.
Uderzając dwa razy w mosiężne drzwi piekarni, Władek wykrzyknął:
- Zośka! Zośka jestem już, mam twoją mąkę, prosto z młyna Walczaków!
- Już biegnę! – po czym otworzyły się drzwi, a w nich stanął Zdzisław, dziadek dziewczyny.
- Co się drze, toż to ludzie głuchną w izbie…
- Dzień dobry panu, ja do Zośki.
- Taa, taa już leci…- po czym oddalił się w głąb pomieszczenia.
Nagle, z hukiem wpadła Zośka, biegnąc po schodach. Przed oczami Władka ukazała się młoda dziewczyna, o włosach niczym kłosy zboża i urodzie Afrodyty. Chłopak zawsze ukrywał przed wszystkimi to, że się w niej podkochuje, aczkolwiek dla większości było to oczywiste…
- Hej! – wykrzyknęła, po czym wzięła mąkę i udała się do stołu, by wyrobić ciasto na chleb.
- Wchodź, nie stój na zimnie!- wykrzyknął dziadek, co wywołało śmiech u młodych. Każdy wiedział, że Zdzisław był starym kawalarzem, mawiano, że swoimi dowcipami rozbudzi umarłego z grobu.
-Z chęcią, ale nie mam czasu, muszę konie napoić, są strasznie zmęczone, ostatniej zimy ociepliliśmy stajnię.
-Leć więc szybko, a potem wracaj co by raźniej było – odparła dziewczyna po czym zaczęła rozrabiać ciasto.
Okazało się, że stajnia wymaga więcej roboty, niż Władek myślał, więc zeszło mu do wieczora… po kilku godzinach pracy padł z wycieńczenia na siano i usnął.
- Zniszczyć wszystko, palić, mordować! – głośne odgłosy szybko zbudziły Władka, po czym popędził na pole. W nocnych czeluściach zauważył masę wojsk, w tym kilku z pochodniami, rzucanymi na strzechę. Zdał sobie sprawę – zostaliśmy zaatakowani. Przez ułamek sekundy zastanawiał się dlaczego wojska króla, które były opłacane przez nich daninami nie bronią naszej wioski… Tylko mała gromadka żołnierzy z pobliskiej wioski usilnie broni się na moście. Jako iż Władysław nie miał pojęcia o walce wręcz, postanowił uciec do gospody, jednak zauważył bandę jakichś zwyrodnialców rzucającymi dużymi kamieniami w nasze wojska. Czym prędzej chwycił za widły, w celu unicestwienia tej hołoty.
Postacie:By mieć jakiekolwiek szanse z wrogiem, musimy pomóc wojsku z pobliskiej wioski, zabijając ostrzeliwujących pachołków. Jeśli zrobisz to odpowiednio szybko, mamy szansę na dalszą konfrontację z wrogiem. Podążaj za topornikami, by pomóc im w walce. Ruszaj!
Władysław - Gracz
Wojska pobliskiej wioski
Atakujący - na razie nie wiemy kim on jest...
Screen:
Aha, no i dziękuję Kamykowi, za pomoc z tym skryptem... bez tego nie było by tej misji.
___________________________________________________________________________
Misja 2
Fabuła:
„Wyładować złość”- Arghhh…ech…a tfu, tfu! Pieprzony piach! Żeby mnie dobremu człowiekowi tak na starość dopiec! A tfu! – wygrzebując się spod sterty gruzu bełkotał Zdzisław.
- Ej! Wstawaj! Żyjesz? – mówił próbując ocucić Zośkę.
- Co, co się dzieje? Tfu! Dziadek! Dziadek zostaw żesz do licha… Dziadku! Jestem już cała!
- No i dobra, wstawaj. W końcu to mi kazano się tobą opiekować… echhh kara boska.
- Co się stało? – pytała dziewczyna jeszcze wpół przytomna.
- Co… co się stało… no przyszli se i se zburzyli nie, co tu dużo gadać.
- Boże… nasz dom… cała wioska spalona!
- No jakby nie patrzył…
- Wszyscy żywi?
- Licho wie… widać na mostku pełno trupów… o, nie tylko nasza wiocha zniszczona, popatrz no tam! – powiedział dziadek wskazując palcem na pobliską wioskę.
- Matko jedyna! Toż to tragedia wielka…
- Głupia, dziękuj Bogu że żyjesz!
Po dłuższej chwili dochodzenia do normalności, postanowili poszukać reszty mieszkańców.
Już z daleka widać było ciała rodziców Władka… doszczętnie zmasakrowane… przez szloch i łzy w oczach dziewczyna starała się coś powiedzieć, choć co prawda ciężko było to zrozumieć:
- Dzia… dziadek… chodźmy stąd… - i udali się w stronę wiejskiej gospody…
Po drodze zauważyli masę trupów na przełęczy… Wzrok Zośki przykuł jakiś tułający się mężczyzna, cały poraniony i połamany… wyglądał jak…jak…
- Władek!
- Ło Jezu… kobita ma majaki…
- Dziadku, zobacz no to Władek!
- Aaa… no…może i on…- rzekł dziadek, po czym dziewczyna pobiegła prosto w jego ramiona.
- Władek, ty żyjesz! – powiedziała przez łzy. Po chwili milczenia, chłopak zapytał:
- Jesteście jedynymi, którzy przeżyli… no i jeszcze kilku wojskowych… siedzą w gospodzie, chodźcie no, my też musimy coś zjeść.
Podczas posiłku, prócz szeptów nie dało się słyszeć żadnego innego dźwięku… całe miasto pogrążała cicha mgła… Ktoś w końcu zapytał:
- Kim oni u licha byli, niech no ktoś mi powie!
- Uspokój się człowieku… wiem tylko tyle że tych pieprzonych królewskich nie było tam gdzie mieli być. Jutro wszyscy – tu miał na myśli wszystkich ocalałych, a było ich około 30 – wybierzemy się do grodu opodal stąd. – mówił, podczas gdy we Władku drzemało tyle złości, że myślał, że zaraz zabije mówcę, jednak opanował się zaciskając pięści - Wysłałem już posłańca, z wiadomością że muszą znaleźć nam jakieś miejsce do spania i robotę… budowa nowej wioski trwała by kilkanaście lat, poza tym nie mamy budulca, a sprowadzanie go ze wschodu byłoby syzyfową pracą…
- Do jasnej cholery! – wybuchł nagle Władek – co to ma u licha znaczyć! Te bladesyny wymordowali nasze rodziny, nie oszczędzali nawet dzieci i kobiet, spalili nasze domy i wybili w pień całe wojsko, mieliśmy szczęście, że pozostało nas choć tyle! I wy macie zamiar żyć jakby nigdy nic!?
- Zamknij się gówniarzu!- wykrzyknął jeden z wojskowych przykładając miecz do szyi Władka – każdy z nas wie co się stało, ale my u licha nie mamy innego wyjścia! Pozostało nas ledwo 30, z czego połowa nie ma pojęcia o walce!
- Siadaj na pieprzonej ławie, bo urwę ci łeb! - nagle odezwał się niskim głosem żołnierz siedzący dotychczas w kącie gospody, który tworzył cień, przez co nie widać było jego twarzy – dzieciak ma rację. Nie mam zamiaru puścić tego płazem tym… tym…ech, kimkolwiek byli. – tajemniczy mówca powstał, po czym wszyscy ujrzeli jego twarz.
- O żesz w mordę! Maciej?! – oburzyło się kilku z obecnych.
- Kim jest Maciej? – półszeptem zapytał Władek.
- No coś ty, nie znasz legendy o Macieju? – odpowiedziała z niedowierzaniem Zośka.
- Obiło mi się o uszy… ale nigdy nie wiedziałem kim on jest…
- Chłopcze – zaczął odpowiadać gospodarz czyszcząc talerz- Maciej niegdyś gołymi rękoma zabił 5 wojskowych z grodu Sienickiego, tego do którego chciał udać się nasz „wielmożny”- powiedział wskazując na Władkowego poprzednika.
- Te młody, widziałem cię wczoraj. Wraz z tamtymi topornikami walczyłem przeciw tej hołocie… widziałem jak mordujesz tamtych pachołów… masz potencjał…- mówił z podziwem do Władka- jak cię zwą?
- Władysław.
- Władzia, mi się rozchodzi o nazwisko.
Z lekkim zdenerwowaniem Władek odrzekł - Gorański. Władysław Gorański.
Na twarzy Macieja pojawiła się dziwna mina, można powiedzieć, że się… przestraszył?
Władek chciał się zapytać o co mu chodziło, ale wtem wpadł do gospody jakiś obdartus, cały brudny, potargany i wyglądał na strasznie roztrzepanego.
- Panie! Panie!
- Co gadali?
- Poszczuli mnie psami! Łachudry jedne!
- Mówiłem u licha! – odezwał się Władek.
Powstał i Maciej:
- Jutro wybierzemy się tam z miłą wizytą. Chyba już wiem kto to.
- Któż nami będzie dowodził? – odezwał się jeden z posilających się.
I tu palcem wskazał na Władka.
- Co?! – krzyknęła znaczna większość.
- Ależ ja nie potr…
- Jutro o świcie wszyscy żywi spotkamy się na ścieżce. Weźcie ze sobą każdą rzecz, która może zabić- przerwał mu Maciej.
- Co to się porobiło… żeby chłopaczyna który dopiero się od piersi mamusi odczepił, dowodził wyszkolonemu wojsku – odezwał się posłaniec.
- Zamknij swą pieprzoną mordę psie!- wykrzyknął Władek, po czym wyszedł z gospody z hukiem.
- Co z tym dzieciakiem… - zapytał posłaniec, gdyż zapewne jako jedyny z wszystkich obecnych nie wiedział co się stało rodzicom chłopca.
Po dłuższej chwili milczenia, najgrubszy z obecnych zapytał Macieja:
- Jak mamy walczyć, toż to połowa z nas w dłoni broni nie miało.
- Każdy może coś robić… choćby i dzidę dorwał i rzucił we wroga coś wskóra.
I wszyscy powrócili do jedzenia pozostałości jadła.
Postacie:Nasze marne wojsko musi wystarczyć, by wybić wrogie oddziały chroniące mury grodu Sienickiego. Musimy być przygotowani na pułapki po drodze, więc miej oczy dookoła głowy.
Do boju!
Władysław - gracz
Wojska grodu Sienickiego
Screen: